Jak dobrze przeżyć rekolekcje ?

Powoli wchodzimy w ostatni etap Wielkiego Postu. Jest to zatem czas szczególny. Przed nami rekolekcje wielkopostne. Naprawdę ogromnie ważny czas dla wszystkich, którzy pragną dobrze przeżyć Triduum Paschalne i Święta Zmartwychwstania Pańskiego. Warto może poznać pewną starą zasadę, która w prosty sposób podpowiada, jak dobrze i owocnie przygotować się do tego.

  1. wejdź cały

Oznacza, że aby jak najowocniej przeżyć rekolekcje, należy zaangażować się w nie w możliwie najpełniejszy sposób. Wejść całym sobą, ze świadomą decyzją poświęcenia im większej uwagi oraz czasu. Chodzi po prostu o hojność. Więcej czasu na czytanie Pisma Świętego, rozmyślanie i modlitwę. To okres, w którym można spróbować podjąć staranie o to, aby wszystko, co robię, było poprzedzone i zakończone modlitwą, wypełnione modlitwą, aby stało się modlitwą. Dlaczego? Bo to modlitwa decyduje o jakości rekolekcji.

  1. pozostań sam

Jest to zaproszenie, by na ten czas odciąć się od wszystkiego, co zbędne, co może być nawet jakąś przeszkodą, a z czym jestem związany (jest tu ukryta zgoda na pewne cierpienie z powodu braku). Chodzi zatem o wyjście na pustynię, która pozbawia zabezpieczeń. Pozwala ona realnie patrzeć na siebie, a jednocześnie lepiej smakować Boże natchnienia. Jest to też czas, w którym warto postarać się o częstszy, lepszy wypoczynek oraz sen.

  1. wyjdź inny

Ostatni krok prowadzi do wyjścia z pustyni, na której dokonała się zmiana. Jaka? Taka, która pozwoliła na nowo podjąć i pogłębić moje nawrócenie. Nie musi chodzić tu o całkowitą zmianę. Czasem bywa tak, że najważniejsze jest, abym wyszedł z rekolekcji przynajmniej z nadzieją, iż moje życie może się zmienić, oraz że towarzyszy mi w tym sam Bóg.

Nam wszystkim życzę owocnych rekolekcji…

 

Pojawiają się dziś pytania - po co dziecku spowiedź?

Czy to potrzebne? Jak najbardziej. Po pierwsze dlatego, że każdemu człowiekowi potrzebne jest miłosierdzie i przebaczenie. Jasne, że dziecko zazwyczaj nie przychodzi do konfesjonału z brzemieniem nie wiedzieć jak ciężkich obiektywnie zbrodni. W niczym nie zmienia to faktu, że obciążenie sumienia odczuwa i przeżywa jak każdy człowiek, a może jeszcze dotkliwiej ze względu na swoją dziecięcą wrażliwość.

Nie należy lekceważyć owego „odbarczającego” wymiaru spowiedzi, który – zwłaszcza dla dziecka – może być ważnym doświadczeniem pewnej wyraźniej cezury między popełnionym złem a nową szansą.

Po drugie (i chyba najważniejsze) dlatego, że sakrament pokuty i pojednania nie jest jedynie sakramentem „wyczyszczenia konta” z popełnionych grzechów. W tej samej mierze, w jakiej jest sakramentem przebaczenia, jest też sakramentem umocnienia łaską, która w sposób nadprzyrodzony uzdalnia człowieka do nawrócenia. Do nawrócenia rozumianego nie tylko jako odwrócenie się od zła i przeciwdziałanie mu, ale również (a może przede wszystkim) jako wzrastanie w dobrem. Nie ma powodu, by odmawiać dzieciom tej nadprzyrodzonej pomocy w rozwoju ich człowieczeństwa.

Po trzecie sakrament pokuty i pojednania może (i powinien) być uprzywilejowanym miejscem formowania sumienia wierzącego człowieka. Każdego wierzącego człowieka, w tym dziecka. Niejedynym miejscem oczywiście. I nie pierwszym. Ale niewątpliwie uprzywilejowanym, przede wszystkim dzięki owemu nadprzyrodzonemu charakterowi czynności sakramentalnej, a także dzięki owej specyficznej relacji zaufania i dobrze rozumianej intymności wyznania czynionego w spowiedzi, jaką Kościół ze wszystkich sił i wszelkimi środkami stara się zagwarantować swoim dzieciom. Zbędne wręcz wydaje się tu powtarzanie, jak wielka odpowiedzialność spoczywa na spowiedniku…

 

Czy wypada modlić się na leżąco?

Wydaje się, że na pytanie „Czy wypada modlić się na leżąco?” należałoby odpowiedzieć: „Nie wypada”. Przecież podstawowym celem modlitwy jest oddanie chwały Bogu, a ogólnie – podtrzymywanie relacji z Nim. Bóg zaś godny jest najwyższej czci z naszej strony. Nie rozmawia się na leżąco z kimś, komu chcemy okazać elementarny choćby szacunek. Im ważniejszy jest nasz rozmówca, tym bardziej staramy się, by nie tylko nasze słowa, ale i cała postawa komunikowały nasz wobec niego respekt i szacunek.

Modlitwa na leżąco

Zasadniczo postawa leżąca nie wydaje się najwłaściwszą postawą modlitewną. Chyba że mamy na myśli pełne czci (i nawet sporadycznie praktykowane w liturgii) leżenie krzyżem czy jakąś inną formę leżenia, które intencjonalnie i w pierwszym rzędzie wyrażałoby naszą cześć wobec Pana.

Zdecydowanie bardziej odpowiednie są postawy klęcząca i stojąca (ewentualnie siedząca). One  ułatwiają nam słuchanie i uważność, a w naszej kulturze wyrażają cześć i szacunek. Kulturę zaś nie tylko okazujemy, ale także „nią” myślimy i odczuwamy – nawet (a może przede wszystkim) podświadomie.

Niemniej Pan Bóg wie, ile mamy siły i w jakim stanie fizycznym jesteśmy. Jeśli chorujemy, jesteśmy obolali czy dosłownie padamy z nóg, to On to zrozumie. Jest wszak nie tylko Panem Wielkiego Majestatu, ale także najlepiej nas znającym i rozumiejącym Ojcem. Nie ma też nic złego w tym, że położywszy się dla zażycia odpoczynku czy do snu, zamiast myśleć „o niebieskich migdałach”, skierujemy nasze myśli ku Niemu.

Natomiast niedobrze świadczyłoby w gruncie rzeczy o naszym szacunku wobec Stwórcy i tym, jak jest dla nas ważny, gdyby była to jedyna forma naszego z Nim kontaktu, w sytuacji, gdy realnie moglibyśmy znaleźć czas i siły na modlitwę w bardziej odpowiedniej formie.

 

Czy powinno się zmuszać dzieci do chodzenia na mszę świętą?

Jezus powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie” (Mt 19,14). To prawda, ale trzeba jeszcze, żeby to one tego chciały… Zaprowadzenie swojego dziecka na niedzielną mszę nie zawsze jest łatwe. Wyczerpani i rozstrojeni nerwowo pytamy czasami, czy naprawdę koniecznym jest zmuszać dzieci, żeby wybrały się do kościoła.

Nie możemy z góry odpowiedzieć: „Tak, dziecko powinno robić wszystko to, co my, jako rodzice, uznajemy za dobre dla niego” lub „Nie, nie ma mowy, żeby je zmuszać, bo Boża miłość zakłada wolny wybór”. Odpowiedź powinna być bardziej wnikliwa i uwzględniać różne okoliczności.

Msza święta – spotkanie, które wynika z miłości

Dziecko nie od razu wie, co jest dla niego najlepsze. I ta prawda dotyczy zarówno kwestii materialnych, jak i duchowych. I podobnie jak przekonujemy je do jedzenia – ponieważ potrzebuje żywić się, żeby żyć – podobnie powinniśmy przekonywać je do pewnych działań, by żyć mogła ich wiara.

Na tego typu stwierdzenie dość często pada pytanie: „Ale czyż msza nie jest przede wszystkim spotkaniem, które wynika z miłości? Jaki więc sens ma zmuszanie dziecka do uczestnictwa w Eucharystii?”. I to oczywiście prawda, że Eucharystia jest spotkaniem, które wynika z miłości, ale prawdą jest również to, że prawdziwa miłość opiera się na wierności. A ta zakłada naszą niezależność od przelotnych pragnień czy upodobań. Wiedzą o tym wszyscy małżonkowie.

Pomóż dziecku w wypracowywaniu wierności wobec Boga

Zobligowanie dziecka do uczestnictwa we mszy świętej to nic innego jak pomoc mu w udzieleniu trwałej i wiernej odpowiedzi na miłość Boga. To nauczenie go, że życie chrześcijańskie nie rozwija się dzięki przypływom entuzjazmu czy za sprawą sentymentalno-romantycznych uniesień. To zaproszenie go do odkrycia, że miarą naszej miłości do Boga nie są nasze odczucia, ale nasza pokorna wierność.

 

Wielki Post. Po co wyrzeczenia..?

Wielki Post może być początkowo postrzegany jako trudny czas, ponieważ zakłada rezygnację z pewnych przyjemności.

Jak zdumiewające jest odkrycie, że w Wielkim Poście chrześcijan opanowuje… strach. Już sama myśl o Środzie Popielcowej czy Wielkim Piątku, o konieczności ograniczenia się, wywołuje w nas dreszcze. Trzeba przyznać, że pokuta nas przeraża i sprawia, że od niej uciekamy.

Do tego stopnia, że wielu chrześcijan (a czasem nawet i księży) mówi, że, aby dobrze przeżyć Wielki Post, ważne jest zbliżenie się do Jezusa, przekazanie datku na jakieś chrześcijańskie dzieło i w ten sposób bycie miłosiernym. Te słowa całkiem nam odpowiadają. Nam, konsumentom żyjącym w społeczeństwie, w którym nie umiemy żyć w niedostatku.

Spójrzmy obiektywnie… Co konkretnego wykonujemy w czasie Wielkiego Postu? Dlaczego myślimy, że większe miłowanie Jezusa nie może wyrazić się w rezygnacji z czegoś i w poście właśnie? Czy odmówienie sobie czegoś dla bliźniego nie jest sposobem okazania mu, że go kochamy?

Trzeba przyznać, że to odmawianie sobie czegoś jest dla nas trudne i ukazuje nam nasze słabości. A jednak jest to sposób, jaki Jezus wybrał, by okazać nam swoją miłość. On wyrzekł się wszystkiego, aż do oddania swego życia, by nas zbawić.

Ten czas jest nam dany, aby nas nawrócić, aby zwrócić nasze spojrzenie w stronę Boga. To zaś wymaga od nas oderwania się od rzeczy materialnych, abyśmy mogli przywiązać się do spraw Bożych. Pokuta nam w tym pomaga.