Jak dobrze przeżyć procesję Bożego Ciała?

W polskiej tradycji liturgicznej nieodzownym elementem uroczystości Bożego Ciała jest procesja eucharystyczna. Jest ona pewnym wyzwaniem duchowym, do którego warto dobrze się przygotować i mieć na uwadze pewne kluczowe założenia, które pomogą nam dobrze ją przeżyć.   

Skupienie. Pierwszym problemem, który pojawia się podczas wychodzenia z kościoła są trudności w skupieniu. Kiedy zaczynamy doświadczać wielu bodźców wzrokowych i słuchowych (a tak przecież dzieje się, gdy wychodzimy z kościoła), nasze skupienie wewnętrzne zostaje poddane ciężkiej próbie. Ludzie uczestniczący w procesji (często nieświadomie) zaczynają rozglądać się po okolicy, wymieniać serdeczne pozdrowienia lub po prostu wdają się w dyskusje niekoniecznie o Bożych sprawach. Warto od samego początku uświadomić sobie, że uczestniczę w wydarzeniu religijnym, które ma być także moim świadectwem wiary.  Pomocą w zachowaniu skupienia może być cicha modlitwa, rozważanie tajemnicy Eucharystii, a nawet wsłuchanie się w treść pieśni, które śpiewamy w drodze.

Obecność.  Eucharystyczna obecność Jezusa skłania do refleksji, aby Jego bycie między nami nie było tylko zewnętrzne. Święty Tomasz z Akwinu mówił, że Chrystus ma większe upodobanie w przebywaniu w sercu człowieka niż w chlebie, dlatego wielkim pragnieniem Jezusa jest to, żeby spożywać Jego Ciało. Tylko w taki sposób człowiek pielęgnuje w sobie prawdziwe życie. Zostajemy wszczepieni w Chrystusa, a to nierozerwalnie podtrzymuje naszą wiarę i skłania do ewangelizowania.

Ewangelia   Podczas każdej procesji Bożego Ciała zatrzymujemy się przy czterech ołtarzach, gdzie czytana jest Ewangelia. Ona przypomina nam, że Jezus obecny jest nie tylko w chlebie i winie, ale także w Słowie, które czytamy i głosimy. Rozważanie Słowa Bożego w czasie procesji to dobra okazja, żeby przypomnieć sobie o nauczaniu Jezusa o tym, że Jego słowo jest ważne i powinno docierać nie tylko do uszu, ale i do mojego serca.

Na zakończenie warto jeszcze raz uświadomić sobie głębię procesji eucharystycznych, które będziemy przeżywać. Niech będą one miejscem spotkania i głębokiej modlitwy, a wtedy na pewno wrócimy do domu umocnieni Bożą obecnością.



Dary Ducha Świętego

Tradycja Kościoła mówi, że można wyróżnić 7 darów Ducha Świętego. Są to dary: mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej.

Dar mądrości. W darze mądrości nie chodzi o wyuczoną wiedzę. Przede wszystkim chodzi tu o umiejętność dobrego wykorzystania nabytej przez nas wiedzy o tym, kim jest Bóg i kim jestem ja. Oraz co z tego wynika dla mojego życia.

Dar rozumu. Ten dar pomaga nam podejmować właściwe decyzje w różnych sytuacjach naszego życia.

Dar rady. Tu „nie chodzi o dawanie czy dostawanie rad, ale… o danie sobie rady”.  

Dar męstwa. Dar męstwa szczególnie przydaje się w momentach kryzysu. Warto wiedzieć, że zawiera w sobie siłę i wytrwałość w przeciwnościach, zdolność do przezwyciężenia strachu i odważnego stawienia czoła trudnościom.

Dar umiejętności. Dar ten pomaga nam właściwie współpracować z Bogiem w dziele stworzenia. Co warto podkreślić, zarówno w dziele stworzenia ze mnie nowego człowieka, jak i w dziele dalszego „stwarzania” świata.

Dar pobożności. Jest to zdolność do widzenia i przeżywania życia po Bożemu.

Dar bojaźni Bożej. Nie jest to strach czy lęk przed Bogiem. Jest to troska o relację z Bogiem i o to, by On był na pierwszym miejscu w naszym życiu.

Duch Święty jest największym darem. Trzeba pamiętać, że sam Duch Święty jest największym spośród wszystkich darów. Jak mówił papież Franciszek, On „nie jest jednym z wielu darów, ale darem podstawowym. Duch Święty jest darem, którego posłanie obiecał nam Jezus. Bez Niego nie ma relacji z Chrystusem i z Ojcem”.

12 owoców Ducha Świętego

Tradycja Kościoła mówi o 12 owocach Ducha Świętego. Te owoce to: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość.  Każdy może otrzymać owoce Ducha Świętego. Warto jednak podkreślić, że to zależy przede wszystkim od naszej współpracy z łaską Bożą.

 

Jak działa Trzecia Osoba Boska

Duch Święty jest Trzecią Osobą Trójcy Świętej, dla wielu najbardziej tajemniczą. Zatem jest Bogiem i jest równy Bogu Ojcu i Synowi Bożemu. Jedną z najważniejszych rzeczy, które mówi o Nim teologia, jest to, że Duch Święty to Miłość, która łączy Ojca i Syna.  Ponieważ przedstawienie tej Trzeciej Osoby Boskiej jest dużym wyzwaniem, z pomocą przychodzą tu różne symbole Ducha Świętego. I tak jest On przestawiany np. jako wiatr, gołębica czy języki ognia. Niewątpliwie Duch działa na wiele rożnych sposobów i na wielu płaszczyznach. Oto kilka przykładów Jego działania:

Modli się w nas i za nas. Przecież czytamy w Biblii: „Sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). 

Przekonuje nas o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. Niewątpliwie pomaga nam rozpoznać i uznać nasze grzechy. Następnie pokazuje nam, że nie jesteśmy z naszymi grzechami sami, bo zostaliśmy odkupieni przez Jezusa Chrystusa. Jednocześnie umacnia w nas wiarę, że ostatnie słowo należy do Boga, a nie do zła, śmierci i Szatana.

 Buduje jedność. „Duch Święty jest budowniczym komunii, jest artystą pojednania” – mówił papież Franciszek.

 Bez Niego nie ma ewangelizacji. Bez wątpienia On jest „motorem” ewangelizacji. Bo przecież to On daje natchnienie i odwagę do podjęcia tej misji i to On przemienia ludzi, nawracając ich do Boga.

Grzechy przeciwko Duchowi Świętemu:

1. Grzeszyć zuchwale w nadziei Miłosierdzia Bożego.

2. Rozpaczać albo wątpić o łasce Bożej.

3. Sprzeciwiać się uznanej prawdzie chrześcijańskiej.

4. Bliźniemu łaski Bożej nie życzyć lub zazdrościć.

5. Przeciwko zbawiennym natchnieniom mieć zatwardziałe serce.

6. Odkładać pokutę aż do śmierci.

Wspólnym mianownikiem grzechów przeciwko Duchowi On jest świadome, dobrowolne, totalne i trwałe zamknięcie na Boga, Jego łaskę i na nawrócenie. Reasumując, grzechy przeciwko Duchowi Świętemu polegają na zupełnym odrzuceniu Boga i postawieniu siebie na Jego miejscu.

Modlitwa w rodzinie – czy naprawdę jest niezbędna?

Wszystkie rodziny powołane są do tego, żeby się modlić. Warto zwrócić uwagę, by ta rodzinna modlitwa nie ograniczała się jedynie do modlitwy wieczornej. Wiele jest gestów, które nadają wymiar duchowy naszej codzienności w rodzinie: błogosławieństwo przed posiłkiem, modlitwa odmawiana w samochodzie w drodze do szkoły, obrzędy związane ze świętami, świąteczne śniadanie w niedzielny poranek, modlitwa na cmentarzu za bliskich zmarłych… Te liczne momenty zwrócenia się ku Bogu przygotują i ożywią rodzinną modlitwę w ścisłym tego słowa znaczeniu.

Rano wyścig z czasem najczęściej uniemożliwia zebranie gromadki na wspólnej modlitwie. Wiara w rodzinie najczęściej znajduje swój wyraz w modlitwie wieczornej. Ale ta również do najłatwiejszych nie należy. Życie w napięciu, dni, które przeciekają między palcami, nieustanna gonitwa, nagromadzenie zmęczenia, liczne prośby, pospieszne wyjścia, ociężałość ducha, znużenie ciała – wiele jest czynników, które często wpływają na to, że modlitwę postrzegamy jako przykry obowiązek. Istnieją też inne, bardziej osobiste, przeszkody: ojciec, który ze wstydu, z powodu własnej nieśmiałości czy indywidualizmu, nie kwapi się do tego wspólnotowego ćwiczenia, jeden z małżonków, który nie podziela wiary drugiego lub publicznego dawania jej wyrazu, nastolatek, którego obecność grozi awanturą…  Czy za wszelką cenę trzeba walczyć o codzienną modlitwę? Zdania są podzielone. Jedni kładą nacisk na regularność, która daje siłę, wierność, nadaje pewien rytm, który ułatwia praktykę religijną. Inni skłaniają się, często z konieczności, ku dłuższej, ale rzadszej modlitwie. Ideałem byłoby oczywiście stworzyć chrześcijański klimat w domu, aby dzieci dorastały „skąpane” w wierze i mogły rozwijać swoje powołanie do modlitwy. Ale to jest ideał. Ważne jest, by szybko odnaleźć drogę do modlitwy osobistej, jeśli gdzieś po drodze ją zagubiliśmy. To ona jest źródłem modlitwy w rodzinie. Jeśli brakuje modlitwy osobistej, modlitwa rodzinna będzie fasadą, która któregoś dnia może się zawalić. Tak więc, modlitwa w rodzinie nie zastąpi osobistego dialogu z Bogiem w ciszy własnego serca, ani w przypadku dzieci, ani w przypadku rodziców. Wręcz przeciwnie, powinna do niego prowadzić.

 

Kulminacyjny moment Eucharystii: patrzeć na hostię lub kielich czy schylać głowę?

Gdybyśmy mieli wskazać najważniejszy moment mszy świętej, wielu z nas powiedziałoby pewnie, że to podniesienie, gdy kapłan ukazuje kolejno przemienioną w Ciało Pańskie hostię i kielich z Krwią Chrystusa. Wszyscy klęczą, ministrant uderza w gong lub w dzwonki. Trudno wyobrazić sobie Eucharystię bez tego „kulminacyjnego” momentu.

Tymczasem przez długie wieki podniesienia po prostu nie było. Podniesienie kielicha pojawia się dopiero w mszale z 1570 roku. Zwyczaj podniesienia Ciała Pańskiego został wprowadzony w tym celu, by wierni mogli adorować prawdziwie obecnego w konsekrowanej hostii Chrystusa. Stąd towarzyszy mu postawa klęcząca i dźwięk dzwonków, którego zadaniem jest zwrócić uwagę wiernych, że oto następuje bardzo ważny moment. Zdarzało się, że na czas podniesienia przed ołtarzem klękali posługujący z pochodniami, by dzięki ich światłu hostia w dłoniach celebransa była lepiej widoczna.

Warto dodać, że podniesienie trwało wówczas nieraz bardzo długo, a na pewno o wiele dłużej niż dziś, gdyż była to jedyna okazja do adoracji widocznego Najświętszego Sakramentu. Dopiero później wymyślono i wprowadzono do powszechnego użytku monstrancję służącą ekspozycji Ciała Pańskiego. Z tamtego okresu pochodził też zwyczaj podtrzymywania przez usługujących do mszy tylnej części ornatu celebransa, który do dziś można zobaczyć podczas celebracji „mszy trydenckiej”. Ornaty były bogato zdobione i przez to ciężkie, więc taka pomoc ułatwiała kapłanowi dłuższe podniesienie hostii.

Podniesienie Ciała i Krwi Pańskiej jest momentem milczącej adoracji i chwilą, w której mamy sobie uświadomić, że to rzeczywiście sam Pan stał się wśród nas jak najprawdziwiej obecny. Niekoniecznie trzeba więc wówczas schylać głowę czy spuszczać oczy – choć niektórzy tak właśnie wyrażają swoją cześć wobec Tajemnicy.

Zamysł wprowadzenia tego gestu do liturgii był taki, by dać nam możliwość wpatrywania się w Eucharystycznego Jezusa. I warto z tego korzystać. Wielu z nas uczono gdzieś w okolicach przygotowania do Pierwszej Komunii, by wpatrując się w hostię i kielich w chwili podniesienia powtórzyć w myślach wyznanie świętego Tomasza uczynione w Wieczerniku wobec Zmartwychwstałego: „Pan mój i Bóg mój”. To prosta i głęboka praktyka. Wyznanie wiary i akt uwielbienia jednocześnie.