Zadbaj o dostęp do sakramentów dla bliskich ci osób starszych.

Rodzice albo dziadkowie. Prawdopodobnie to właśnie oni prowadzali nas do kościoła, uczyli robić znak krzyża i modlić się. Odpowiadali – tak jak sami umieli – na nasze pierwsze pytania dotyczące Pana Boga. Zadbali o nasz chrzest, o przygotowanie do Pierwszej Komunii. Może trzymali za rękę w kolejce do konfesjonału przed pierwszą spowiedzią i pomogli odmówić modlitwę zadaną wówczas za pokutę. Minęło kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt lat. Przychodzi taki moment, w którym dobrze byłoby odwdzięczyć się w pewien sposób tym, którzy kiedyś troszczyli się o nasze życie sakramentalne. Może warto przypomnieć, zapytać, zachęcić, czy wręcz zmobilizować ich do – jak to czasem mówimy – „uporządkowania swoich spraw z Panem Bogiem”? Takie rozmowy wielu osobom mogą wydawać się trudne, trochę sztuczne i kłopotliwe. Zwłaszcza jeśli starszej osobie zasugerujemy także przyjęcie sakramentu namaszczenia chorych. Ludzie starszego pokolenia wciąż jeszcze nazywają ten sakrament „ostatnim namaszczeniem” i jednoznacznie kojarzą z końcem życia. Ale warto te opory przełamać, bo idzie przecież o ich relację z Panem Bogiem, który jest źródłem życia – i tego tu, i wiecznego.

Pewnie w niektórych wypadkach trzeba będzie tę ich wyprawę po sakramenty samemu zorganizować i umożliwić. W przypadku osób starszych, które mają już problemy z poruszaniem się, można pomyśleć o zaproszeniu księdza do domu. Można też pomyśleć o podwiezieniu ich do kościoła. Warto wcześniej umówić się z którymś z miejscowych duszpasterzy na konkretny dzień i godzinę. Będzie to też okazja, by na spokojnie uprzedzić księdza, że babcia słabo słyszy. Albo że dziadek ma już kłopoty z pamięcią, więc może – mimo najlepszych chęci – nie przypomnieć sobie zbyt wielu grzechów i trzeba go będzie w tym wesprzeć. Takie „wprowadzenie” będzie przydatne dla duszpasterza, by potem, znając już sytuację, sam mógł lepiej pomóc naszym bliskim w spotkaniu z Panem Bogiem w sakramentach.

A jeśli się nie uda?

Jeśli skorzystanie z posługi księdza, z sakramentów lub namówienie na to naszych bliskich okaże się póki co niemożliwe, to nie od rzeczy będzie przypomnieć/powiedzieć im o żalu doskonałym i o praktyce komunii duchowej.

A może nawet razem się pomodlić, jeśli dotychczas tego wspólnie nie robiliśmy? I tak… lepiej z tym wszystkim za długo nie zwlekać. Bo to ważne jest. Zbyt ważne, by to zaniedbać.

Kiedy śnią się zmarli. Jak to interpretować? Przejmować się czy nie?

Czy zmarli mogą przychodzić we śnie lub dawać nam znaki? Taki sen to przypadek czy znak? Czy to coś znaczy, że wygląda w moim śnie na szczęśliwego albo wręcz przeciwnie? Czy zmarli w ogóle mogą się z nami kontaktować? A kiedy w zupełnie niewytłumaczalny sposób znajdujemy nagle coś, co do nich należało lub bez wyraźnego powodu przychodzą nam na myśl? Czy należy przywiązywać wagę do takich epizodów? Jako osoba wierząca powinienem czy właśnie nie powinienem się tym przejmować i zajmować?

W jednej z mszalnych prefacji o zmarłych modlimy się słowami: „Życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy”. Tak wierzymy. I o ile w Starym Testamencie idea życia po śmierci była jeszcze niejasna, o tyle wraz z Chrystusem nabrała bardzo konkretnych rysów, a On sam jest najlepszym dowodem, że śmierć doczesna bynajmniej nie zrywa więzów między tymi, których łączy miłość, ani nie wyklucza dalszych kontaktów. No ale to Jezus. On zmartwychwstał. A co z tymi, którzy umarli i jeszcze czekają na zmartwychwstanie? Otóż wierzymy przecież, że nie tylko Chrystus i wniebowzięta z ciałem i duszą Maryja, ale również inni święci (czyli po prostu zbawieni) mogą objawiać się żyjącym na ziemi. Nie ma powodu, dla którego mielibyśmy uważać, że tę możliwość mają jedynie ci, których oficjalnie wynieśliśmy na ołtarze. I nie ma też żadnej teologicznej racji, dla której mielibyśmy zaprzeczyć, że możliwość kontaktowania się z nami mogą mieć również ci, którzy dopiero czekają na wejście do nieba, przeżywając swoje oczyszczenie w czyśćcu. Ci pierwsi kontaktują się nami, by nam pomóc, natomiast ci drudzy głównie po to, by nas prosić o pomoc. Ponieważ łączą nas wszystkich więzi duchowe (których „centralnym węzłem” jest zmartwychwstały Pan), to możliwa jest między nami wszystkimi bezustanna wymiana duchowych darów, czyli po prostu miłość.

Czy zmarli mogą przychodzić w snach? Nie ma powodu, aby twierdzić, że nie mogą. Biblia zna dobrych kilka przykładów tak zwanych snów proroczych, kiedy Bóg komunikował coś ludziom w mniej lub bardziej jasny sposób właśnie poprzez sny. To był na przykład sposób, w jaki Pan Bóg załatwiał swoje sprawy ze św. Józefem.  Biorąc pod uwagę, że zbawienie każdego jednego człowieka to sprawa, którą jako pierwszy zainteresowany jest właśnie On, możemy z powodzeniem założyć, że nieraz pozwala naszym zmarłym „zgłaszać się” do nas właśnie tą drogą. A skąd mam wiedzieć, czy ten mój zmarły, który mi się śni, rzeczywiście czegoś potrzebuje? Skąd mam mieć pewność, że to wydarzenie to akurat jakiś znak dla mnie? A musisz mieć pewność? Nawet jeśli to tylko twoja „nadwrażliwa” pamięć, to przecież nic się nie stanie, jeśli zrobisz coś dobrego dla zmarłych. Nawet jeśli akurat ten konkretny ktoś nie potrzebuje twojej pomocy, bo już cieszy się niebem, to twój wysiłek się nie zmarnuje. Najwyżej Pan Bóg „przekaże” twoje duchowe dobra innemu zmarłemu, który jest jeszcze w potrzebie.

Jak utrzymać kontakt z ukochanymi zmarłymi? Katolickie sposoby, możliwości i obowiązki (ciąg dalszy)

Wypominki. Specyficznie polskim chyba zwyczajem jest modlitwa „wypominkowa”. Niedługo przed uroczystością Wszystkich Świętych i Dniem Zadusznym spisujemy na kartkach (często specjalnie w tym celu przygotowanych przez parafie) imiona i nazwiska naszych zmarłych, które potem wyczytywane są w formie swoistej „litanii” podczas odbywających się w te dwa dni procesji żałobnych. A nieraz także w czasie odprawianych przez cały listopad lub w ciągu roku mszy. Tradycja „wypominek” łączy w sobie kilka istotnych elementów. Jest to przekonanie o tym, że zbawienie dotyczy każdego w sposób bardzo osobisty (stąd wymienianie zmarłych po imionach), i odruch kultywowania pamięci o przodkach. A także przekonanie, że modlitwę należy łączyć też z jakąś ofiarą z naszej strony.                                                                                                                                                      

 Odpust. Szczególną formą duchowej pomocy naszym zmarłym, którzy jeszcze mierzą się z doświadczeniem czyśćca, jest proponowana nam przez Kościół możliwość uzyskania dla nich odpustu zupełnego lub cząstkowego. 

Nawiedzanie cmentarzy i grobów. To także ważny wymiar praktykowania naszej miłości wobec zmarłych. Dbamy o miejsca ich tymczasowego spoczynku. Odwiedzamy je, przystrajamy wieńcami i kwiatami symbolizującymi nadzieję życia. I lampkami będącymi znakiem światła wiecznego, które spodziewamy się kiedyś wszyscy oglądać. Pięknym zwyczajem jest też dbanie o groby, których już nikt nie odwiedza – przynajmniej przy okazji dorocznych świąt.                                                                                  

Pamięć międzypokoleniowa. Warto dbać także o przekazywanie pamięci o zmarłych przyszłym pokoleniom. Sposobów jest wiele. Może to się odbywać przy okazji wspólnego oglądania starych rodzinnych albumów, podczas rozmowy przy stole czy w podróży, opowieści snutych przez dziadków dla wnuków, a choćby i wyrywkowych „wspominek” właśnie przy okazji wizyty na cmentarzu.                                   

Sny i „znaki” – jak je traktować? Czasem te tradycyjne, ugruntowane w obyczajowości czy wprost związane z praktyką religijną formy „kontaktu” ze zmarłymi mogą nam się wydawać dość „suche”, formalne. Nieraz tęsknimy może za bardziej „bezpośrednim” kontaktem z tymi, od których oddziela nas granica śmierci. Zdarza się, że „odwiedzają” nas w snach. Niektórzy mają doświadczenie „znaków od zmarłych”, gdy nagle znajdują ich zdjęcie, zapisaną przez nich za życia wiadomość, czy należący do nich przedmiot. Jak traktować takie wydarzenia?

Jeśli zdarzają nam się takie przypadki, to najlepiej potraktować je po prostu jako motywację do gorliwszej modlitwy za zmarłych. Na pewno nie jako „wróżbę” takich czy innych zajść lub wydarzeń. Możemy być pewni, że nasi zmarli troszczą się o nas nie mniej niż my o nich. A jeśli już cieszą się niebem, to z pewnością możemy liczyć na ich wsparcie, orędownictwo i pomoc. Od kanonizowanych świętych różnią się przecież wówczas tylko tym, że nie zostali oficjalnie „wyniesieni na ołtarze”.

Jak utrzymać kontakt z ukochanymi zmarłymi? Katolickie sposoby, możliwości i obowiązki

Wiara upewnia nas, że życie człowieka wraz z jego śmiercią „zmienia się, ale się nie kończy”, jak to ujmuje jedna z liturgicznych modlitw. Z doświadczenia wiemy jednak, że rozłąka z naszymi bliskimi, spowodowana ich odejściem i brak możliwości komunikowania się z nimi w taki sposób, w jaki robiliśmy to dotychczas, potrafią być bardzo dotkliwe. Może więc warto, przynajmniej od czasu do czasu, przypomnieć sobie różne formy kontaktu z tymi, którzy odeszli, a jakie zaleca nam, jako ludziom wierzącym, Kościół i podpowiada wiara. Są to:                                                                                                                                         

Osobista codzienna modlitwa za zmarłych.  Może to być choćby tradycyjne Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie. A światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen. Ale także różaniec lub Koronka do miłosierdzia Bożego, którą Pan Jezus miał polecać św. Faustynie także jako wielką pomoc dla konających. Modlitwa za zmarłych przodków, krewnych, przyjaciół i dobroczyńców jest nie tylko duchową uprzejmością z naszej strony, ale i naszym obowiązkiem, wynikającym z miłości i naturalnych ludzkich więzów. Nasi zmarli mają prawo do naszej o nich pamięci – także, a może zwłaszcza w modlitwie.                                                                                                                                                           

Wielkie znaczenie modlitwy wspólnej. Wielkie znaczenie – w myśl Jezusowej nauki o „dwóch lub trzech, którzy zgodnie o coś prosić będą” – ma wspólna modlitwa za zmarłych. W gronie rodzinnym lub innej wspólnocie. W rodzinie okazją do niej powinno być zwłaszcza każdorazowe nawiedzenie cmentarza i grobów naszych bliskich. Modlitwa za nich jest przecież istotą i sercem tej praktyki. Choć zdarza nam się o tym zapomnieć w ferworze odpalania zniczy, układania wieńców i komentowania „wiechcia”, który przed nami umieściła na grobie siostra/ciotka/kuzyni. Dobrze byłoby też pamiętać o modlitwie za naszych zmarłych przy okazji rodzinnych spotkań – zwłaszcza świątecznych, jak wieczerza wigilijna czy śniadanie wielkanocne. Wspólna modlitwa przed posiłkiem jest czymś – w dobrym tego słowa znaczeniu – zwyczajowym. W Wigilię czy na Wielkanoc w niektórych rodzinach istnieje też zwyczaj modlenia się za bliskich, którzy odeszli w ostatnim roku.                                                                                                                  

Msza święta. Najdoskonalszą formą modlitwy chrześcijańskiej jest oczywiście liturgia Eucharystii. Dobrym i dość powszechnie praktykowanym zwyczajem jest zamawianie i uczestnictwo we mszach świętych w intencji naszych zmarłych. Najczęściej w kolejne rocznice ich śmierci, ale także przy innych okazjach. Szczególne znaczenie w katolickiej tradycji mają tak zwane „msze gregoriańskie”. Ich nazwa wzięła się od imienia świętego papieża Grzegorza Wielkiego. Gdy był on jeszcze opatem benedyktyńskiego klasztoru na rzymskim wzgórzu Celio, zdarzyło się, że umarł jeden z podległych mu mnichów. Wśród osobistych rzeczy zmarłego znaleziono pieniądze, których jako zakonnikowi nie wolno mu było posiadać. Wtedy Grzegorz zdecydował się przez kolejnych trzydzieści dni odprawiać mszę w intencji odpuszczenia zmarłemu winowajcy jego grzechów i jego zbawienia. Ostatniego dnia, podczas podniesienia, miał zobaczyć jak zmarły, wyprowadzany przez aniołów z czyśćca i prowadzony do nieba, pozdrawia go z wdzięcznością. Od tego czasu praktyka trzydziestu odprawianych dzień po dniu „mszy gregoriańskich” za danego zmarłego zdążyła się przyjąć i ugruntować w katolickiej pobożności i tradycji. Zdarza się, zwłaszcza wśród starszego pokolenia, że zbliżający się do kresu życia przekazują bliskim zawczasu odłożoną specjalnie na ten cel kwotę, by po ich śmierci zadbać właśnie o odprawienie za nich „mszy gregoriańskich”.

Dalsza część za tydzień…

Plan porannej modlitwy dla każdego. Najlepiej „wydane” 10 minut, które zaprocentuje

Masz problemy z poranną modlitwą? Chciałbyś, ale nie wiesz jak? Zbyt łatwo się rozpraszasz? Nie jesteś pewien, jak powinna wyglądać taka modlitwa? Może przyda ci się poniższy plan. Znak krzyża [5 sekund] Spróbuj wyrobić sobie zwyczaj zaczynania od niego dnia. Kiedy tylko zadzwoni budzik, jeszcze zanim wstaniesz, zrób znak krzyża. Taki zwyczaj miał św. Filip Neri. Budził się, siadał na łóżku i zamaszystym gestem czynił znak krzyża, mówiąc: „Panie, nie ufaj Filipowi!”. Co znaczyło: strzeż mnie, chroń, prowadź, bo bez Ciebie na pewno dziś pobłądzę i zginę. Kiedy będziesz zaczynał już właściwą modlitwę, uczyń znak krzyża jeszcze raz. Duży, wyraźny, obejmujący cię całego. Zrób go uważnie, by już sam ten gest był modlitwą wyrażającą twoje pragnienie przynależenia do Boga, ale też radość i pewność tej przynależności.                                                                                                                                                 

Podziękuj i błogosław [około 2 minut] Krótko, zwięźle, hasłowo podziękuj Bogu za to, co masz, z czym się obudziłeś: za życie; jako takie zdrowie; siły, które pozwoliły ci wstać z łóżka; bliskich tuż obok, albo trochę dalej, ale nadal bliskich; dach nad głową; jedzenie w lodówce; pieniądze w portfelu i na koncie; pracę, do której idziesz; przespaną noc… Podziękuj i błogosław Boga za to, co przyniesie ten dzień – cokolwiek to będzie (nawet jeśli nie masz dobrych przeczuć). „Boże, bądź błogosławiony we wszystkim, co ten dzień przyniesie! Bądź uwielbiony we wszystkim, co mnie spotka! Cokolwiek się wydarzy, Ty bądź pochwalony”.                                                                                                                                                           

Bogu powiedz i Boga proś [około 4 minut]   Powiedz Bogu krótko, co dziś przed Tobą: czego się spodziewasz, czego obawiasz, co planujesz, na co masz nadzieję. Powiedz Mu, co cię boli (na ciele i duszy), co cię złości, a na co się cieszysz.  Zawierz Bogu – przynajmniej ogólnie – ludzi, których dzisiaj spodziewasz się spotkać. Zwłaszcza tych, którzy w jakiś sposób są dla ciebie trudni, ale i tych, którzy w twoim sercu zajmują szczególnie ważne miejsce.  Jeśli czegoś potrzebujesz – proś. Proś konkretnie, bez owijania w bawełnę. Oto przykład. Jeśli uważasz, że brakuje ci pieniędzy, powiedz Bogu wprost: „Boże, Ojcze, potrzebuję trzech stów na to lub tamto. Daj mi je, proszę. Zrób tak, żebym je zdobył, zarobił, pokaż mi, jak to zrobić”. Nie wstydź się swoich próśb i pragnień. Jeśli nie są dla ciebie dobre, Bóg znajdzie sposób, by ci to pokazać. Odsłonięcie ich w modlitwie może znacznie przyspieszyć ten proces.  Na koniec tych próśb zatrzymaj się na moment, weź głęboki oddech i na poważnie powiedz Bogu (najlepiej na głos): „Bądź wola Twoja”.                                                                                                                                        

Zdrowaś, Maryjo… [około 20 sekund]  Oddałeś się właśnie pod opiekę Maryi, uwielbiłeś Jezusa, poprosiłeś ją o wstawiennictwo i o dobrą śmierć, gdyby dzisiaj miała nastąpić. W 20 sekund. Nieźle!                           

Jeśli masz czas: Słowo Boże.  Jeśli teraz nie masz czasu, to zrób to… wcześniej (na przykład przy wieczornej modlitwie poprzedniego dnia wsłuchaj się w Słowo na ten następny). Najlepiej czytanie, psalm albo Ewangelia z dnia (każde zajmie ci pewnie około 2 minut). Ewentualnie kolejny fragment, który wypada z twojej osobistej ciągłej, codziennej lektury Pisma Świętego. Raczej unikaj wybierania na chybił-trafił. To nie loteria ani ciasteczka z wróżbami. Masz jeszcze czas na rozważanie? To rozważaj. Nie masz? Wróć do Słowa później. Ale daj je sobie usłyszeć. Choćby w minimalnej dawce. Powiedz temu Słowu Boga: Amen, choćbyś go do końca nie rozumiał w tej chwili. Byłoby doskonale, gdybyś z tej lektury zapamiętał choćby pół zdania, które będziesz sobie powtarzał w ciągu dnia (można je na przykład zapisać w telefonie albo na karteczce, co w sumie zajmie coś około 1 minuty).                                                                    

Ojcze nasz [około 30 sekund] Tylko powoli. Jeśli miałbyś w tej modlitwie tylko jedno zrobić naprawdę uważnie, niech to będzie właśnie Modlitwa Pańska. Modlitwa, którą modlisz się z Jezusem, bo to On cię jej uczy, w nią wprowadza i ją umożliwia.

Amen? Amen!

W wersji minimum wychodzi 10 minut. Do wytrzymania. Od biedy można się zwlec te 10 minut wcześniej   ;o)