Podczas każdej mszy jest miejsce na Twoje osobiste intencje. Jak je składać?

 

Czas i miejsce na nasze osobiste prośby

We mszy świętej oczywiście jest miejsce na moje osobiste intencje. Są one włączone w błaganie całego Kościoła. I bardzo dobrze jest przychodzić na Eucharystię z takimi osobistymi intencjami. Dlaczego? Po pierwsze – jeśli mam takie osobiste intencje, to znaczy, że kocham. A miłość – moja słaba, ułomna, ludzka miłość – jednoczy mnie z nieskończenie kochającym Chrystusem, który ofiaruje się odwiecznie miłującemu Ojcu.

Po drugie – ta osobista intencja „motywuje” mnie do jak najbardziej gorliwego i świadomego uczestnictwa w sprawowanej mszy. A przez takie uczestnictwo coraz bardziej jednoczę się z Bogiem, który na serio mnie słucha i „bierze sobie do serca” to i tych, których ja noszę w swoim człowieczym sercu.

Specjalne momenty

Jest podczas mszy kilka takich momentów „szczególnie odpowiednich”, by przywołać i ofiarować Bogu te swoje prośby. Najpierw na samym początku, kiedy kapłan informuje wspólnotę w jakiej intencji sprawujemy Eucharystię.

Pamiętajmy, że nie jest ona „konkurencyjna” względem tej naszej osobistej. Wręcz przeciwnie. Im gorliwiej włączam się w tę „wspólną”, tym bardziej kocham, a więc tym bardziej to co noszę w swoim sercu staje się Jezusowe – tym bardziej On to może oddawać i polecać Ojcu. Kolejny dobry moment to „ofiarowanie”, czyli moment, kiedy na ołtarz przynoszone są chleb i wino, a kapłan przedstawia je po cichu Bogu, prosząc by niebawem stały się „Pokarmem i Napojem Duchowym”.

W tym czasie zazwyczaj zbierana jest tak zwana „taca”. Nie należy lekceważyć tego momentu. Moja materialna ofiara z pieniędzy, które przecież są mi tak bardzo potrzebne do życia bardzo dosłownie wyraża moją ofiarę duchową. Przy tym nie wolno „magicznie” myśleć, że im więcej dam, tym bardziej zostanę wysłuchany. Kłania się ewangeliczna historia o wdowim groszu, którym zachwycił się Jezus (Marek 12,43). Bóg zna moje możliwości i wie, co to dla mnie znaczy dać naprawdę dużo.

Najważniejszy moment

Najważniejszy moment to ten, kiedy przyjmuję Chrystusa w Komunii. On jest ze mną, jest we mnie, jest w moim sercu. Moje serce – wszystkie jego sprawy i troski – stają się Jego. Mogę śmiało powiedzieć Ojcu: Mam Twojego Syna. Chcę Ci go ofiarować, oddać. A wraz z nim samego siebie, a więc też wszystko i wszystkich, którzy są dla mnie ważni.




Podczas każdej mszy jest miejsce na Twoje osobiste intencje. Jak je składać?

 

Na początku każdej mszy św. słyszymy, że jest odprawiana w jakiejś intencji. Najczęściej za zmarłych – o dar życia wiecznego. Czasami za żywych, o Boże błogosławieństwo i potrzebne im łaski. O co tu właściwie chodzi? Jaki jest sens „zamawiania” mszy w jakiejś intencji? I czy to znaczy, że jeśli msza jest za Kowalskiego, to moja modlitwa w jakiejś osobistej sprawie nie będzie już w trakcie tej mszy wysłuchana?


Co to znaczy „zamówić” mszę?

Znaczy to tyle, że Kościół – czyli wspólnota sprawująca daną Eucharystię pod przewodnictwem kapłana – zgadza się prosić Pana Boga, aby dobrami duchowymi wynikającymi z tej Eucharystii obdarzył konkretną osobę lub grupę osób. Co to za dobra?

Odpowiedź kryje się w odpowiedzi na pytanie: Czym jest Eucharystia? To uobecnienie Ofiary Jezusa, którą złożył Ojcu z samego siebie oddając swoje życie na krzyżu. W tej Jedynej Ofierze Jezus doskonale i w pełni zjednoczył się z Ojcem.

My sprawując Eucharystię włączamy się w tę Ofiarę Jezusa, stajemy się jej uczestnikami, jej częścią – bierzemy w niej udział, a więc jednoczymy się „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” z Ojcem. „Intencja” oznacza, że robiąc to prosimy, by Pan Bóg w to zjednoczenie włączył konkretnego człowieka – by to zjednoczenie stało się przede wszystkim jego udziałem. A zjednoczenie z Bogiem, to nic innego jak zbawienie.

Jeśli prosimy na przykład o zdrowie, o pomyślne zdanie egzaminu, o błogosławieństwo i tak dalej, to w tym sensie, że one mają służyć sprawie zbawienia konkretnego człowieka, czyli jego bycia zjednoczonym z Bogiem na zawsze.


Nie da się ofiarować komuś nic cenniejszego

W gruncie rzeczy nie można prosić o nic więcej, o nic lepszego. I nie można nikomu ofiarować nic więcej niż to. Nasze zaangażowanie – nasza uwaga, obecność, poświęcony czas, gorliwa modlitwa czy ofiara materialna związana z „zamówieniem” mszy wyrażają naszą miłość, która w Eucharystii staje się częścią doskonałej i pełnej miłości jednoczącej Chrystusa z Ojcem. Dar materialny również pokazuje, jak cenię mszę św..

Proste „zamówienie” mszy (zakładające zasadniczo także jak najpełniejsze w niej uczestnictwo), to coś absolutnie najcenniejszego – wręcz bezcennego – co człowiek może dać drugiemu człowiekowi – żywemu lub zmarłemu. Aż dziwne, że „zamawianie” intencji staje się coraz mniej popularne w wielu parafiach.

 

Za tydzień kontynuacja tematu…

 


Trójca Święta.. Tajemnica..

Głową i rozumem trudno pojąć Trójcę Świętą, ale pozostaje jeszcze jeden narząd poznawczy…

Trudno jest zrozumieć prawdę o Trójcy Świętej. Choć powstały o Niej traktaty teologiczne, w których wielcy myśliciele podjęli się próby ponazywania pewnych rzeczy, to i tak wciąż pozostaje dla nas tajemnicą.

Ale to wcale nie znaczy, że nie możemy jej poznać. Głową i rozumem będzie trudno, ale pozostaje jeszcze jeden narząd poznawczy: serce. Księga Powtórzonego Prawa mówi: „Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem”.

Każdy z nas nosi w sobie obraz swoich rodziców. Dziedziczymy po nich geny, pewne cechy charakteru i częściowo wygląd zewnętrzny. Jeśli się więc przyjrzymy sobie, to zobaczymy także swoich rodziców. Księga Rodzaju mówi, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. A więc w każdym z nas jest coś, w czym odbija się tajemnica Trójcy Świętej. Dodatkowo św. Paweł w Liście do Rzymian przypomina: „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi”.

„Bóg jest miłością” – daje najkrótszą, najprostszą i najtrafniejszą definicję św. Jan Apostoł. Choć tak naprawdę nie jesteśmy w stanie zrozumieć, jak to było z tym rodzeniem się poszczególnych Osób Trójcy, to jedno jesteśmy w stanie uchwycić: wszystko, co dzieje się miedzy Nimi, wynika z miłości i jest miłością.

To chyba właśnie dlatego Trzech, bo żeby kochać musi być ktoś jeszcze. Bóg, który jest miłością nie może być Bogiem jednoosobowym, bo miłość potrzebuje kogoś, kogo może kochać i kto może odpowiedzieć miłością. Ta relacja też nie wystarcza, choć wydaje się doskonała. Bóg tworzy świat i człowieka. Człowieka, który nie jest doskonały. Bo miłość objawia się w przyjęciu drugiego takim, jaki jest oraz w przebaczeniu.

Możesz dzisiaj stanąć przed lustrem. Popatrz na siebie, spójrz sobie głęboko w oczy, sięgnij do głębi swojego serca. Zobacz tam pragnienie miłości. Tęsknotę za tym, żeby kochać i żeby być kochanym. Może starasz się kochać mimo słabości drugiego, starasz się robić mu przestrzeń, w której jest przyjęty taki, jaki jest. Może przebaczyłeś komuś, kto cię zranił. Spójrz w te miejsca twojego życia.

Spójrz w swoje serce. To jest właśnie odbicie Trójcy Świętej.

 

Dary Ducha Świętego

Tradycja Kościoła mówi, że można wyróżnić 7 darów Ducha Świętego. Są to dary: mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej.

Dar mądrości

W darze mądrości nie chodzi o wyuczoną wiedzę. Przede wszystkim chodzi tu o umiejętność dobrego wykorzystania nabytej przez nas wiedzy o tym, kim jest Bóg i kim jestem ja. Oraz co z tego wynika dla mojego życia.

Dar rozumu

Ten dar pomaga nam podejmować właściwe decyzje w różnych sytuacjach naszego życia.

Dar rady

Tu „nie chodzi o dawanie czy dostawanie rad, ale… o danie sobie rady”

Dar męstwa

Dar męstwa szczególnie przydaje się w momentach kryzysu. Warto wiedzieć, że zawiera w sobie siłę i wytrwałość w przeciwnościach, zdolność do przezwyciężenia strachu i odważnego stawienia czoła trudnościom.

Dar umiejętności

Dar ten pomaga nam właściwie współpracować z Bogiem w dziele stworzenia. Co warto podkreślić, zarówno w dziele stworzenia ze mnie nowego człowieka, jak i w dziele dalszego „stwarzania” świata.

Dar pobożności

Jest to zdolność do widzenia i przeżywania życia po Bożemu.

Dar bojaźni Bożej

Nie jest to strach czy lęk przed Bogiem. Jest to troska o relację z Bogiem i o to, by On był na pierwszym miejscu w naszym życiu.

Duch Święty jest największym darem

Trzeba pamiętać, że sam Duch Święty jest największym spośród wszystkich darów. Jak mówił papież Franciszek, On „nie jest jednym z wielu darów, ale darem podstawowym. Duch Święty jest darem, którego posłanie obiecał nam Jezus. Bez Niego nie ma relacji z Chrystusem i z Ojcem”.

 

Czy powinno się zmuszać dzieci do chodzenia na mszę świętą?

 

Jezus powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie” (Mt 19,14). To prawda, ale trzeba jeszcze, żeby to one tego chciały… Zaprowadzenie swojego dziecka (zwłaszcza w przypadku nastolatków) na niedzielną mszę nie zawsze jest łatwe. Wyczerpani i rozstrojeni nerwowo pytamy się czasami, czy naprawdę koniecznym jest zmuszać dzieci, żeby wybrały się do kościoła. Nie można chyba z góry powiedzieć: „Tak, dziecko powinno robić wszystko to, co rodzice uznają za dobre dla niego” albo „Nie, nie ma mowy, żeby je zmuszać, bo Boża miłość zakłada wolny wybór”. Odpowiedź powinna być bardziej wnikliwa i uwzględniać różne okoliczności. Dziecko nie od razu wie, co jest dla niego najlepsze. I ta prawda dotyczy zarówno kwestii materialnych, jak i duchowych. I podobnie jak przekonujemy je do jedzenia, ponieważ potrzebuje jeść, żeby żyć, podobnie powinniśmy przekonywać je do pewnych działań, by żyć mogła jego wiara.

Na tego typu stwierdzenie dość często usłyszymy: „Ale czyż msza nie jest przede wszystkim spotkaniem, które wynika z miłości? Jaki więc sens ma zmuszanie dziecka do uczestnictwa w niej?”. Jest oczywiście prawdą, że Eucharystia jest spotkaniem, które wynika z miłości, ale prawdą jest również to, że prawdziwa miłość opiera się na wierności. A ta zakłada naszą niezależność od przelotnych pragnień czy upodobań. Wiedzą o tym wszyscy małżonkowie.

Zobligowanie dziecka do uczestnictwa we mszy świętej to nic innego jak pomoc mu w udzieleniu trwałej i wiernej odpowiedzi na miłość Boga. To nauczenie go, że życie chrześcijańskie nie rozwija się dzięki przypływom entuzjazmu czy za sprawą sentymentalno-romantycznych uniesień. To zaproszenie go do odkrycia, że miarą naszej miłości do Boga nie są nasze odczucia, ale nasza pokorna wierność. Tak samo jak w naszych ludzkich relacjach choćby w małżeństwie, czy w rodzinie.. Czy wystarczy by ograniczyć się w okazywaniu miłości współmałżonkowi wtedy tylko, kiedy ktoś ma dobry nastrój, kiedy ma dobry humor, kiedy odczuwa taką potrzebę..? Czy wystarczy, by rodzice przytulali swoje dzieci tylko wtedy, gdy te przyniosą najlepszą ocenę ze szkoły, gdy jest dobrze i radośnie? To oczywiście o wiele za mało… Tak samo jest w naszej relacji do Boga, i wiele jest takich sytuacji, gdy człowiek jest zniechęcony do wszystkiego, i na modlitwę wcale nie ma ochoty i nastroju, a właśnie tylko Jezus może wtedy na nowo w nas wszystko poukładać i przywrócić do życia.