Garść ciepłych myśli o dobroci. Tuż przed Bożym Narodzeniem

Jesteśmy w okresie przedświątecznym. I choć mamy na głowie mnóstwo różnych obowiązków, to dobrze wiemy, że w Bożym Narodzeniu chodzi jednak o coś więcej niż tylko czyste okna czy 12 potraw na wigilijnym stole.

Końcówka roku i przygotowania do świąt dają się każdemu we znaki. Na głowie mamy masę projektów, które należy domknąć, dokupić ostatnie prezenty czy posprzątać tę konkretną szafkę w domu. A przecież jeszcze zapomnieliśmy o mące na uszka. A wiadomo, że święta bez uszek to nie święta… Ratunku!  I właśnie w tym szaleństwie dzieje się największa tajemnica, jaka miała miejsce na naszym globie – niebawem narodzi się sam Bóg, aby być przy nas i z nami. A czy my jesteśmy przy Nim? Gdzie są nasze serce dzisiaj, teraz?

Nawet adwentowe rekolekcje czy spowiedź wydają się być tak naprawdę początkiem tego, do czego powinna nas wezwać pamiątka narodzin Jezusa. Pewnie czujecie podobnie.

Adwent to początek

Św. Jan Chrzciciel nawoływał dwa tysiące lat temu, aby prostować ścieżki dla Pana. Ten głos dociera także do ludzi naszych czasów i rozbrzmiewa przez cały Adwent. I niech się niesie jak najdłużej. Przecież nie ma człowieka na tej ziemi, który nie potrzebowałby czegoś w sobie zmienić na lepsze. Ja potrzebuję!

Macie pomysł co zrobić, aby wyjść naprzeciw słów Jana Chrzciciela? Ja wierzę, że najpiękniejszym owocem zmiany i nawrócenia jest konkretny czyn – zauważenie drugiego człowieka, wyjście naprzeciw jego potrzebom i odpowiedzenie na nie z miłością.

Odpowiedzmy czynem

„Wielkim złem jest nieczynienie żadnego dobra” jak mówił św. Franciszek Salezy. Niech w tym przedświątecznym zabieganiu nie zabraknie nam okazji do tego, by obdarować nią naszych bliskich i potrzebujących. Jeśli się nam to uda, z pewnością będzie to szczególny owoc tegorocznego Bożego Narodzenia.