Modlitwa to za mało, by wybłagać nawrócenie…

Jezus „włożył nam w ręce” cały arsenał duchowych środków do walki o swoje i innych nawrócenie. Nie zawsze ciągłe przekonywanie jest najlepsza metodą. Te środki to modlitwa, ale też post i jałmużna. Potrzebne są wszystkie trzy. Jest taki moment w Ewangelii, który opisują Mateusz i Marek, zaraz po Przemienieniu Jezusa, kiedy uczniowie próbują uzdrowić opętanego chłopca i nie mogą. Kiedy Jezus go uwolnił, powiedział: „Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem”. Warto mieć w pamięci to ewangeliczne wydarzenie, gdy podejmujemy duchowe zmaganie – tak o siebie, jak i o innych. W modlitwie o własne lub czyjeś nawrócenie nie chodzi o jakiś szczególny jej rodzaj, „sekretną formułę”. Nie chodzi nawet w pierwszym rzędzie o jej „intensywność” – w znaczeniu jakichś szczególnie ekstremalnych praktyk pobożnościowych. Siłą modlitwy jest wierność, wytrwałość. Taka modlitwa musi być też pokorna, ufna – w tym znaczeniu, że potrzebuję w niej dojrzeć do tego, że wcale nie musi być tak, że na pewno zobaczę jej owoce. Mogę nie zobaczyć. Nawrócenie tego kogoś, za kogo się modlę, może się dokonać w sposób dla mnie niewidoczny, albo – na przykład – po mojej śmierci lub gdy stracimy kontakt.

Post nie ma być jakimś rodzajem demonstracyjnej głodówki przed Panem Bogiem. Nie chodzi o zrobienie na Nim wrażenia, ale o trzy zupełnie inne rzeczy:

  1. Post jest aktem pokory. Poszcząc mówię: Boże, jestem głodny Twojego działania. Ja sam nie mam siły (tego znakiem jest dyskomfort i głód, a więc jakaś forma osłabienia). Potrzebuję Twojej mocy, Twojego działania.
  2. Post jest ofiarą podejmowaną z miłości. Podobnie jak modlitwa jest duchową „inwestycją”, której dokonujemy posługując się „walutą” Boga – miłością. Wierząc, że Bóg „nie zmarnuje” żadnego wysiłku podejmowanego z miłości.
  3. Post – poprzez swój wymiar umartwienia – jest włączeniem się w dzieło paschalne Chrystusa. Przyjmuję dobrowolnie jakiś rodzaj cierpienia, by zjednoczyć swoje starania z Chrystusem ukrzyżowanym, który sam mówił: „Wywyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie” (J 12,32)

Siłą postu  nie jest „intensywność”, ale wierność. Post nie może zakłócać mojego funkcjonowania na co dzień w takim stopniu, który uniemożliwiłby czy znacznie utrudnił podejmowanie moich zwykłych obowiązków. Nie może być też szkodliwy dla zdrowia. Może być podjęty na stałe lub podejmowany okresowo (na przykład w konkretne dni). Byle z rozsądkiem. Żeby modlitwa i post zostały przyjęte, muszą się do nich przyłączyć uczynki miłosierdzia. Post nie zaowocuje, jeżeli nie będzie użyźniony miłosierdziem.