Adoracja Najświętszego Sakramentu…

„Gdyby ludzie poznali wartość Eucharystii, kierowanie ruchem przy wejściu do kościołów musiałoby stać się obowiązkiem służb publicznych” – twierdziła św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Skoro nie doświadczamy takiego oblężenia, to widocznie wciąż jeszcze nie poznaliśmy.  „Kiedy się kogoś kocha, jest się z nim jak najdłużej razem. Jest nie do pojęcia żyć obok Eucharystii i nie być możliwie blisko niej z radością, szacunkiem, pełnym pasji zapałem i palącym pragnieniem” – głosił bł. Karol de Foucauld. Pierwszym owocem adoracji jest najpierw wzrost nadprzyrodzonej wiary. Aby adorować, trzeba czynić akty wiary. Nie czujemy Jego obecności, nie widzimy Go. Aby adorować biały, okrągły kawałek chleba, trzeba naprawdę oprzeć się na słowie Chrystusa, które jest prawdą i nie oszukuje nas mówiąc: To jest Ciało Moje.

Potem dzieją się cuda, słodkie owoce tych cichych spotkań. Matka Teresa wielokrotnie świadczyła o przedziwnej mocy adoracji: „Jeśli pragniecie mieć nowe powołania do waszych wspólnot – mówiła – to ustanówcie codzienną adorację. Od kiedy uczyniły to Misjonarki Miłości, ilość powołań podwoiła się”.

Mały chłopiec, ciągnąc za rękaw próbującą modlić się mamę, pytał: Mamusiu, a czy Jemu to nie jest zimno w tym złotym domku? A czy temu Panu Bogu, który tak kocha, że dał się za nas zabić, to nie jest smutno czekać na człowieka w pustych kościołach, w tylu tabernakulach świata? – moglibyśmy spytać. Jeśli jeszcze nigdy nie próbowałeś spotykać się z Panem Bogiem w adoracji, jeśli monstrancja i hostia kojarzą ci się tylko z procesjami Bożego Ciała, to ta propozycja jest dla ciebie.

Przyjdź, niekoniecznie od razu codziennie, niekoniecznie na godzinę, niekoniecznie z dobrym humorem. Adoracja nie jest przychodzeniem do Boga zarezerwowanym dla duchowych alpinistów. Nie wymaga kursu wspinaczkowego. Każdy, kto uznaje w Eucharystii Jezusa, da radę. Każdy może spróbować odetchnąć Jego obecnością.

Przyjdź taki, jakim jesteś. Jutro po pracy. Albo rano, zatrzymując się przed mijanym po drodze kościołem. Wejdź do środka. Uklęknij przed tabernakulum i patrząc we własne serce powiedz: On patrzy na mnie teraz…

I opowiedz Mu, własnymi słowami, o tym, co u ciebie. Że pokłóciłeś się z żoną, że brakło ci pieniędzy, aby zapłacić rachunki, że nie dajesz rady z terminami w pracy… Albo że szukasz pracy i wciąż jesteś bezrobotny, że dzieci cię złoszczą, nie masz dla nich cierpliwości, wypiłeś z kumplami kilka piw za dużo, obmawiałaś teściową, nie ugotowałaś obiadu, bo wolałaś obejrzeć serial, mąż denerwuje cię bardziej, niż kiedykolwiek…

Powiedz Mu to wszystko. Że ci źle, że życie jest ciężkie. On będzie patrzył na ciebie, nie zamknie oczu i uszu, nie poczuje się znudzony. On cię chce.